Jak żałować za grzechy: sercem, czy rozumem?

W języku biblijnym „serce” jest trochę inaczej rozumiane niż dzisiaj - tam: serce to nie tylko uczucia, emocje, ale też wola, decyzje.  W biblijnej wizji serce (hebr. lev, levav) znajduje szczególne miejsce. [Pojawia się około 800 razy. ] Padają słowa o sercu stworzenia - sercu mórz (np. Ez 27,25-27), o siedlisku człowieka, o sercu poruszającym człowieka do działania (1Sm 24,5), wreszcie o sercu Bożym. Oznacza ono całe wnętrze, obejmuje władze, zdolności, wreszcie jest miejscem zamieszkania Boga. Biblia w „sercu” widzi istotę osoby ludzkiej, przestrzeń, gdzie zapadają duchowe decyzje w stosunku do Boga, wiary, zbawienia.

Tak naprawdę więc nie ma sprzeczności między sercem i rozumem, bo często w Piśmie Świętym oba pojęcia odnoszą się do sumienia - jak choćby w słowach samego Jezusa, podkreślanych w tym roku: Błogosławieni czystego serca, albowiem oni Boga oglądać będą.

Co w sytuacji, kiedy rozum podpowiada mi, że coś jest grzechem, ale w sercu nie czuję żalu?

Co to znaczy: „czuć żal”? Na pewno łatwiej jest nam stanąć w pokorze, kiedy pojawiają się odpowiednie do sytuacji odczucia. Jednak nie one są wyznacznikiem żalu za grzechy. Trzeba spojrzeć z perspektywy miłości. Przecież często kochamy kogoś, nawet coraz bardziej, choć „kołatanie serca” i „motylki  w brzuchu” ustały. Żal bez łez i łkania może być bardzo autentyczny. Najważniejsze, żebym uznał spojrzenie Boga, który mnie kocha, a zarazem potępia grzech. Żal to po prostu miłość, jaką po grzechu i mimo grzechu pragnę Bogu wypowiedzieć. To przyznanie się, że grzech nie jest jednorazowym, małoznaczącym epizodem, ale czymś, co sprawia, że serce w jakimś stopniu zaczyna kamienieć. A kamień trzeba skruszyć, bo inaczej ciąży i nie pozwala żyć. Żal za grzechy to taki kamieniołom, w którym skruszone zostaje skamieniałe serce. Jeśli więc żałujesz, topiąc swój grzech we łzach… dziękuj Bogu za takie uczucia. Jeśli zaś nie potrafisz ich w sobie wzbudzić, pomyśl, że Pan Jezus w jakże ważnej chwili Konania w Ogrójcu nie miał „odpowiednich uczuć”, jednak swoją wolną decyzją przyjął, że Ojciec chce tego, co najlepsze. Najważniejsze więc, żebyś chciał - „z emocjami lub bez” - zwrócić się do Boga i chciał walczyć o dobro w swoim sercu. Tak jak to mówiła i robiła święta Faustyna.

Postanowienie poprawy – dbałość o konkrety

Kiedy idziesz na siłownię, nie trenujesz wszystkich partii ciała równocześnie, ale wykonując jedno ćwiczenie poprawiasz ogólną kondycję i samopoczucie. Wiesz, że podobnie jest z postanowieniem poprawy? Nie chodzi o to, by poprawiać się ze wszystkich grzechów jednocześnie: pracując nad jedną słabością, poprawiasz całą swoją kondycję duchową.

Więcej grzechów nie pamiętam, za wszystkie serdecznie żałuję, postanawiam poprawę…
- no tak, a z czego chcesz się poprawić?
- jak to z czego? ze wszystkiego!
- a od czego zaczniesz?
- dziwne pytania ksiądz zadaje.

Pomyśl, co by się działo, gdyby ktoś na siłowni ćwiczył na atlasie, próbując jednocześnie podciągać się na drążku. Albo jeździł na rowerze, machając hantlami. No cóż… można by mu życzyć wszystkiego najlepszego, a już na pewno tego, żeby nie zniechęcił się po kilku minutach. Zresztą - żaden mądry trener w ten sposób nie pokierowałby zawodnikiem.
Jesteś Bożym zawodnikiem. On nie wymaga, żebyś już dziś stał się idealny. Oczywiście nie możesz zakładać powrotu do grzechu, ale przeświadczenie o swoich możliwościach to coś zupełnie innego. Dlatego ćwicz mięśnie po kolei. Zacznij od tego, który potrzebuje najszybszej interwencji. Może to „mięsień pokory”, może „mówienia prawdy” albo „mięsień uczciwości”? Jeśli jest trudno… poproś o pomoc Trenera. Razem powoli wyrzeźbicie sylwetkę twojego serca w prawdziwe arcydzieło, którym kiedyś zachwyci się niebo.

Początek strony